Nowy system Pucharu Polski?!

Skra Bełchatów, Puchar Polski 2016, fot. Aleksandra Twardowska

Puchar Polski Siatkarek 2018 – ten system się nie sprawdza. Puchar Polski siatkarek w obecnej formie jest niewiele wart. Zresztą u panów dużo lepiej nie jest. Jeśli te rozgrywki mają w jakikolwiek sposób elektryzować kibiców i wnosić coś do naszej siatkówki, to natychmiast trzeba zmienić system rywalizacji. Inaczej mija się to z celem.

W sezonie 2017/2018 zaledwie cztery (!!!) kobiece drużyny z II ligi wyraziły chęć gry w Pucharze Polski. Do rozgrywek nie zgłosiła się żadna ekipa z III ligi. Efekt tego był taki, że runda wstępna ograniczyła się do… jednego meczu, w którym WTS Włocławek przegrał na własnym parkiecie z Nowym Dworem Mazowieckim. Dramat.

Najważniejsze: obecny system jest zbyt skomplikowany. Już samo rozstawienie zespołów z Ligi Siatkówki Kobiet jest kuriozalne i dla przeciętnego kibica nie do ogarnięcia. A jeśli rywalizacja nie jest na pierwszy rzut oka czytelna, to przestaje być interesująca. Proste.

Siatkarska centrala w ostatnich edycjach Pucharu Polski – zarówno kobiet, jak i mężczyzn – każdorazowo drużynom z Ligi Siatkówki Kobiet i Plus Ligi daje duże przywileje. Doszło do tego, że dwie najlepsze ekipy na półmetku LSK trafiają od razu do ćwierćfinału, inne natomiast muszą grać od IV rundy. Generalnie idea rozstawienia mocniejszych drużyn jest słuszna. Nikt nie chce bowiem, by Chemik z ŁKS-em grały ze sobą zbyt wcześnie, bo potem grozi to jednostronnymi spotkaniami w półfinałach czy w finale. Jednak rozstawianie drużyn na podstawie miejsca w tabeli na półmetku fazy zasadniczej nie jest po prostu  sprawiedliwe. W całej tej lidze chodzi o to, aby każdy z każdym zagrał dwa razy – raz u siebie, a raz na wyjeździe. Wtedy powstaje obiektywna tabela ligowa. To ona wskazuje, kto jest najlepszy i zasługuje na rozstawienie z jedynką, a kto najgorszy i rozstawiony być nie powinien.

Co ważniejsze – Puchar Polski zabijany jest przez system, który nie pozwala małym klubom rywalizować z tymi większymi. Tak jest właśnie teraz. Z drużynami z LKS (i to tylko z czterema najgorszymi) mogły zagrać tylko cztery zespoły z I ligi. Mało tego – jest bardziej niż prawdopodobne, że ŁKS i Chemik w drodze do finału rozegrają dwa mecze tylko z zespołami z LSK.

Zapytacie – dlaczego to takie ważne? Otóż to prosty, darmowy sposób na promocję siatkówki, gdy medalista mistrzostw Polski przyjedzie na mecz do Świdnicy czy Jawora, przyjedzie do drugiej ligi. Wiadomo, że raczej wygra, ale tym meczem będzie żyło całe miasteczko. Ludzie będę robić sobie zdjęcia z mistrzyniami, które wygrają pewnie nawet rezerwami szybko 3:0, ale przez kilka godzin one – gwiazdy ligi – będą na wyciągnięcie ręki dla tych wszystkich, którzy wielki sport śledzą zazwyczaj w telewizji. Taka powinna być idea krajowych pucharów.

Oczywiście trzeba doprowadzić do sytuacji, w której klubom z III i II ligi będzie opłacało się zgłaszać do Pucharu Polski. Po pierwsze – powinny być gospodarzami meczów z silniejszymi rywalami. To zrozumiałe, tak jest na całym świecie, nie tylko w siatkówce. Stąd też utyskiwania trenera Developresu Lorenzo Mizelliego, że musi jechać na mecz do Warszawy, uznaję za żart.

Po drugie – Puchar Polski musi się opłacać. Dawniej był droga do europejskich pucharów, to pewnie było dodatkowym języczkiem u wagi, ale pamiętajmy, że Ligi Mistrzyń to generalnie biznes, do którego i tak trzeba dopłacić. PZPS powinien zatem pomyśleć nad czytelnym systemem gratyfikacji za awans do kolejnej rundy. Dla kluby z III, II, a nawet z I ligi powiedzmy 20 tys. za awans do kolejnej rundy, to są pieniądze, po które warto się schylić, a już na pewno sprawiają, że mecz nie przyniesie finansowej straty.

Jak zatem powinien wyglądać system rozgrywek Pucharu Polski Kobiet 2018/2019?

Powinien wzorować się na tym piłkarskim.

1/16 – 32 drużyny. 14 rozstawionych z Ligi Siatkówki Kobiet + 18 z poprzedniej rundy (rundy wstępnej). W 1/8 będziemy mieli zatem przynajmniej dwa zespoły spoza LSK.

Runda wstępna – 12 rozstawionych drużyn z I ligi + 24 z niższych lig (jeśli będzie więcej chętnych – trzeba rozegrać rundę przedwstępną, jeśli mniej – wolny los dla szczęściarzy).

Gospodarzem jest zawsze drużyna z niższej ligi lub ta, która w poprzednim sezonie zajęła niższe miejsce. Oczywiście przy tym systemie drużyny z LKS w drodze do final four musiałyby rozegrać trzy mecze, ale nie widzę powodów, by turniej finałowy organizować koniecznie w pierwszej połowie marca (jak to jest  teraz). Można to zrobić później, zwłaszcza, że za rok liga będzie mniejsza.

 


Komentuj na Facebooku

comments